Pielgrzymi klimatyczni idą na COP24

Były negocjator klimatyczny Filipin prowadzi pielgrzymkę klimatyczną z Watykanu na szczyt klimatyczny w Katowicach. W 2013 roku jego poruszająca przemowa ustawiła rozmowy na szczycie COP19 w Warszawie. Czy tym razem głos pielgrzymów zostanie wysłuchany przez polski rząd?

Ponad 1,2 miliona osób zobaczyło już na YouTube niesamowitą przemowę Yeba Saño na otwarcie szczytu klimatycznego w Warszawie. W 2013 roku Yeb był głównym negocjatorem klimatycznym rządu Filipin na COP19. Przemawiał kilka dni po tym, jak tajfun Haiyan zniszczył jego kraj. Przemawiał w momencie, w którym jego brat od trzech dni nie jadł, gdyż ich rodzinna miejscowość została odcięta od świata. Przemawiał, nie znając jeszcze pełnej skali zniszczeń tego — jak się później okazało — najsilniejszego cyklonu, jaki uderzył kiedykolwiek w ląd. Tajfun zabił ponad 6300 osób. Yeb przemawiał, nie wiedząc, czy jego rodzina przetrwała ten kataklizm.

Yeb Saño ogłosił w swojej przemowie strajk głodowy. Do końca szczytu klimatycznego nie przyjmował jedzenia, domagając się od światowych przywódców większych ambicji klimatycznych. — Nadal możemy zatrzymać to szaleństwo, ale musimy działać teraz — mówił. Spróbujcie wysłuchać tego przemówienia bez uronienia łzy. Nie jest to łatwe.

Jakiś czas po szczycie w Warszawie Yeb opuścił administrację rządową Filipin i postanowił działać w inny sposób. W 2015 roku poprowadził pielgrzymkę klimatyczną z Watykanu na szczyt klimatyczny w Paryżu. Od prawie trzech lat Yeb jest dyrektorem programowym Greenpeace w Azji Południowo-Wschodniej. Od początku października przewodzi wraz z bratem pielgrzymce z Watykanu do Katowic. Idą w kilkunastoosobowej grupie pielgrzymów ze świata, z chrześcijańskim przesłaniem ochrony klimatu. Na początku grudnia dotrą do Katowic. Idą pieszo przez ponad 1500 kilometrów, aby uświadomić światu, że zmiana klimatu dzieje się tu i teraz. Idą też po to, by uświadomić nam, że brak działań — nieodchodzenie od paliw kopalnych — oznacza ludzką krzywdę.

Specjalny Raport IPCC nie pozostawia złudzeń — jeśli mamy uniknąć katastrofy klimatycznej — musimy ograniczyć zużycie węgla o 2/3 do 2030 roku. By tak się stało, bogatsze państwa skupione w OECD (w tym Polska) powinny do 2030 roku całkowicie zrezygnować z węgla. Holandia zamknie swoje elektrownie węglowe do 2020 roku, Brytyjczycy do 2025 roku, Finowie do 2029 roku, a Niemcy pracują nad planem rezygnacji z węgla do 2030 roku — to daje nadzieję, że ten cel jest w zasięgu. Nasz rząd — choć gospodarzy COP24 — nie poczuwa się jednak do odpowiedzialności za ochronę klimatu. Zamiast zamykać elektrownie węglowe — minister energii ogłosił przed wyborami start budowy kolejnej elektrowni w Ostrołęce, w swoim okręgu wyborczym.

Przez wiele lat o potrzebie ochrony klimatu mówiono w Polsce z przymrużeniem oka. Powoli zaczyna do nas docierać, że na żadne przymrużenie oka nie ma miejsca. Nie ma też miejsca na odwracanie wzroku od tego problemu. Jeśli nie będziemy działać, zmiana klimatu bezpowrotnie zmieni Ziemię w miejsce, gdzie supertajfuny będą normalnością, gdzie susze będą zmniejszać plony i pogłębiać głód. Również w Polsce zmiana klimatu będzie miała katastrofalne skutki: będzie zaostrzać susze, powodować zabójcze fale upałów, huraganowe wiatry i częstsze powodzie. Rząd cynicznie zachowuje się tak, jakby tego nie wiedział. Choć zdaje sobie z tego sprawę, woli to przemilczeć. Od nas — od zaangażowanych obywateli zależy to, czy to przemilczenie im się uda.

Musimy o zmianie klimatu mówić i domagać się realnych działań — rozwoju odnawialnych źródeł energii i wygaszania elektrowni na węgiel. Jedna elektrownia w Bełchatowie emituje aż o 1/4 więcej dwutlenku węgla niż są w stanie pochłonąć wszystkie lasy w Polsce. Przechodzenie na OZE jest najszybszą metodą ograniczenia emisji gazów cieplarnianych.

Można również dołączyć do pielgrzymki (choćby na jeden dzień), wszelkie informacje znajdziecie tutaj.