Komentarz do nowelizacji ustawy OZE

Po 8 miesiącach od prezentacji pierwszej wersji projektu, 6 marca br. Rada Ministrów przyjęła rządowy projekt nowelizacji ustawy OZE (dokładnie: o zmianie ustawy o odnawialnych źródłach energii oraz niektórych innych ustaw). Kolejnym etapem będzie procedowanie tego projektu w Sejmie.

Warto zauważyć, że w odróżnieniu od poprzednich – poselskich – projektów tego aktu prawnego, niekonsultowanych ze stroną społeczną, ta nowelizacja, autorstwa Ministerstwa Energii, została poddana konsultacjom publicznym. Kształt noweli został także uzgodniony z Komisją Europejską, która badała polskie przepisy pod kątem zgodności z prawem UE od jesieni 2015 r. i w grudniu ubiegłego roku wydała decyzję zatwierdzającą aukcyjny system wsparcia OZE.

Na uwagę zasługuje też fakt, że oprócz nowelizacji ustawy OZE, projekt wprowadza również istotne zmiany w ustawie o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych.

Co się zmienia?

Jedną z najistotniejszych, ale zarazem najbardziej niejasnych zmian, zaproponowanych przez Ministerstwo Energii, jest uchylenie przepisu gwarantującego, że działalność prosumencka nie jest świadczeniem usług ani sprzedażą w rozumieniu ustawy o podatku VAT. Ministerstwo Energii przekonuje jednocześnie, że zmiana ta nie będzie miała dla prosumentów negatywnego znaczenia finansowego.

Chociaż przywoływane w uzasadnieniu tej zmiany stanowisko Ministerstwa Finansów nie pozostawia wątpliwości wskazując, że zwolnienia z podatku VAT mogą znajdować się wyłącznie w ustawie o podatku od towarów i usług oraz przepisach wykonawczych do tego aktu prawnego, to rodzi się pytanie jak doszło do sytuacji, w której takie zwolnienie w efekcie nowelizacji w 2016 roku w ogóle znalazło się w ustawie o odnawialnych źródłach energii?

Przyjęcie powyższej propozycji przez Radę Ministrów zbiega się w czasie z innym uderzeniem w prosumentów – na przełomie stycznia i lutego pięciu głównych Operatorów Systemu Dystrybucyjnego (Enea, Energa, Innogy, PGE, Tauron) w ramach aktualizacji Instrukcji Ruchu i Eksploatacji Sieci Dystrybucyjnej (IRiESD) przygotowało nowe wytyczne, dotyczące m.in. przyłączania mikroinstalacji do sieci elektroenergetycznej. Konieczność nowelizacji wynika ze zmian w tak zwanych „kodeksach sieciowych”, przygotowywanych na poziomie Unii Europejskiej i wdrażanych w poszczególnych krajach członkowskich. Sam dokument ma charakter techniczny i jest zatwierdzany przez prezesa URE.

Trzy najistotniejsze proponowane zmiany to: ograniczenie mocy dla instalacji jednofazowych z obecnych 4,6 kW do 3 kW, wprowadzenie wymogu, aby dystrybutor miał możliwość zdalnego odłączenia mikroinstalacji, a w przypadku instalacji o mocy większej niż 10 kW – dodatkowo sterowania jej mocą.

Nie ma wątpliwości, że takie rozwiązanie utrudniłyby zarówno funkcjonowanie istniejących mikroinstalacji jak i budowę nowych mocy OZE tego typu. Szokujące jest również tempo wprowadzania tych zmian – zgodnie z przedstawioną przez spółki dystrybucyjne propozycją w przypadku ich zatwierdzenia przez Urząd Regulacji Energetyki (URE) nowe zasady funkcjonowałyby już teraz.

W dniu 20 marca Prezes URE skrytykował w Sejmie tryb konsultacji i charakter proponowanych zmian, podkreślając, że żadna oficjalna propozycja nie została przekazana do Urzędu. Zapowiedział brak zgody na wprowadzenie zmian w zaproponowanej formie. Jako ciekawostkę można dodać, że przedstawiciel Ministerstwa Energii stwierdził, że resort dowiedział się o proponowanych przez spółki dystrybucyjne zmianach z portali informacyjnych w Internecie. Jednocześnie trudno komentować opublikowaną przy okazji deklarację resortu, że zamierza wspierać ruch prosumencki, jako dający istotne podstawy do rozwoju energetyki rozproszonej, która w zasadzie już staje się ważnym komponentem sektora.

Pozytywnym, chociaż mającym bardzo ograniczone znaczenie dla sektora OZE rozwiązaniem, proponowanym w projekcie ustawy, jest mechanizm wsparcia taryfami gwarantowanymi małych elektrowni wodnych oraz biogazowni o mocach zainstalowanych do 0,5 MW (Feed-in Tariffs – FiT) oraz od 0,5 do 1 MW (Feed-in Premium – FiP). Maksymalną intensywność wsparcia dla tych instalacji ustalano na poziomie 90% nowych cen referencyjnych, wynoszących 630 zł/MWh dla elektrowni wodnych i 550 zł/MWh dla biogazu.

Drugim pozytywnym rozwiązaniem jest modyfikacja koszyków aukcyjnych dla instalacji OZE z podziałem na instalacje o mocy do 1 MW i powyżej 1 MW. Nowa struktura obejmuje pięć koszyków, dedykowanych dla:

  • biogazu rolniczego,
  • biogazu innego niż rolniczy, biomasy i biopłynów,
  • hydroenergii, geotermii i morskich farm wiatrowych,
  • lądowych farm wiatrowych i fotowoltaiki oraz
  • hybrydowych instalacji OZE.

Zmianę tę można traktować jako porządkową i eliminującą rozwiązania odległe od idei OZE, w szczególności termiczne przekształcania odpadów. Jednocześnie z punktu widzenia rozwoju OZE zmiana ta jest niekorzystna ponieważ utrzymuje niekorzystny mechanizm konkurowania w ramach jednego koszyka pomiędzy instalacjami fotowoltaicznymi, a lądowymi farmami wiatrowymi.

Dodatkowy chaos wprowadzają zapisy, które wskazują, że cała wytworzona w ramach aukcji OZE energia elektryczna będzie musiała podlegać obrotowi giełdowemu (dodany Art. 72a). Formuła tej poprawki jest sprzeczna z obecną wykładnią na temat przepisów dotyczących sprzedaży energii w ramach systemu aukcyjnego, a jej wprowadzenie może znacznie podwyższyć koszty sprzedaży energii wytworzonej w ramach aukcji OZE.

Jak wspomniano wcześniej, projekt ustawy w wersji zaakceptowanej przez Radę Ministrów wpływa również na rynek energetyki wiatrowej. W projekcie znajdują się rozwiązania oceniane jako mogące odblokować inwestycje wiatrowe w Polsce jednak nadal brakuje silnych impulsów do rozwoju tej gałęzi energetyki odnawialnej.

Pierwszym pozytywnym rozwiązaniem jest prognoza uruchomienia oddzielnej aukcji dla lądowej energetyki wiatrowej na łączną moc 1000 MW. Drugim – wydłużenie ważności pozwoleń na budowę dotyczących „zamrożonych” wcześniej inwestycje. Okres pozwolenia zostanie przedłużony pod warunkiem, że pozwolenie na ich użytkowanie zostanie wydane w ciągu 5 lat (pierwotnie – 3 lat), licząc od dnia wejścia w życie blokującej nowe moce ustawy o inwestycjach w zakresie elektrowni wiatrowych (lipiec 2016 r.). Ta propozycja skierowana jest do inwestorów posiadających pozwolenia na budowę i wydłuża czas na sfinalizowanie inwestycji do połowy 2021 r. W swoim projekcie nowelizacji ustawy o OZE resort energii planuje również ułatwić życie inwestorom, w których uderzył wprowadzony z początkiem 2017 roku wyższy podatek od elektrowni wiatrowych. Dzięki nowej definicji elektrowni wiatrowej, która w gruncie rzeczy przywraca jedynie jej „starą” definicję, inwestorzy, również ci obecnie eksploatujący elektrownie wiatrowe, będą ponownie płacić podatek jedynie od części budowlanej obiektu.

Pomimo pozytywnego wydźwięku tej propozycji nie sposób nie odnieść wrażenia, że są to działanie doraźne, wykorzystujące jedynie potencjał zablokowanych niecałe 2 lata wcześniej inwestycji, wyłącznie celu ułatwienia wypełnienia zobowiązań wobec UE – 15% udziału OZE w całkowitym zużyciu energii brutto, który na dzień dzisiejszy wydaje się poważnie zagrożony.

Na skrajnie zachowawcze podejście legislatorów wskazuje również utrzymanie minimalnej odległości, w której mogą być lokalizowane i budowane nowe elektrownie wiatrowe względem zabudowy mieszkaniowej – dziesięciokrotności całkowitej wysokości elektrowni wiatrowej (tzw. reguła 10h).

Przepis ten w praktyce uniemożliwia lokalizację nawet pojedynczych, dużych turbin wiatrowych (wysokość całkowita około 200 m) ponieważ w Polsce nie istnieją lokalizacje, gdzie w promieniu dwóch kilometrów nie byłby posadowiony żaden budynek, a jednocześnie możliwe byłoby przyłączenie do sieci elektroenergetycznej.

Propozycje zawarte w projekcie uniemożliwiają również tzw. „repowering” czyli wymianę starych turbin na nowe w ramach funkcjonujących elektrowni wiatrowych. Najwyraźniej projektodawca nie wziął pod uwagę, że najnowocześniejsze konstrukcje mogą jednocześnie być bardziej efektywne i wytwarzać więcej energii, a jednocześnie w mniejszym stopniu oddziaływać na ludzi i środowisko.

Notyfikacja KE

Oddzielny akapit warto poświęcić stanowisku Komisji Europejskiej ponieważ wbrew optymistycznie brzmiącym wypowiedziom przedstawicieli rządu, KE zaakceptowała dotychczas jedynie system aukcyjny wsparcia OZE

Komisja w swojej decyzji nie odniosła się jeszcze do:

  • mechanizmu rozliczeń dla prosumentów (net-metering),
    wsparcia dla instalacji hybrydowych (stanowiących nowe wcielenie koncepcji klastrów energii),
  • koncepcji klastrów energetycznych
  • zasad obowiązkowego odbierania oferowanego ciepła wytwarzanego z OZE,
  • przepisów wprowadzonych jeszcze w 2015 roku dotyczących mechanizmu obowiązkowego odbierania energii elektrycznej z mikroinstalacji należących do firm po średniej cenie rynkowej za ostatni kwartał
  • aukcji dla instalacji zmodernizowanych.

Ta sytuacja oznacza z jednej strony dalsze skomplikowanie sytuacji inwestorów i właścicieli instalacji OZE, ale z drugiej kolejną szansę na przemówienie do rozsądku przedstawicielom rządu i zwrócenie ich uwagi na gigantyczny potencjał rynku, który można wykorzystać do wykonania dużego kroku na drodze ewolucji systemu elektroenergetycznego w Polsce.

Podsumowanie

Chociaż (kolejny) polski rząd deklaruje, że potrzeby energetyczne obywateli są dla niego istotne, to po raz kolejny kierunek prowadzonych działań można określić hasłem: „byle było tak, jak było”. Działania wskazywane przez rząd jako wspierające ruch prosumencki, w zgodnej ocenie ekspertów utrudniają obywatelom funkcjonowanie na rynku i starają się konserwować ich rolę jako pasywnych odbiorców energii.

Kształtujące rynek energii działania, za które odpowiada minister energii Krzysztof Tchórzewski, charakteryzują się wyraźną niechęcią zarówno do rozwiązań opartych o odnawialne źródła energii jak i do zaangażowania obywateli w proces jej wytwarzania. Są one często maskowane hasłami o nieopłacalności tych technologii, wysokich kosztach i ich zbyt szybkim rozwoju, jednak wypowiedzi te nie przystają do rzeczywistości ze względu na szybko i konsekwentnie taniejące technologie. Ponadto kierownictwo resortu energii cały czas skwapliwie przemilcza czynnik gigantycznych, wieloletnich dotacji do wydobywania węgla w Polsce, który wypacza funkcjonowanie systemu w większości opartego na tym paliwie.

Polski system elektroenergetyczny, obejmujący źródła wytwarzania, przesyłu, rozdziału i magazynowania jest stary i wymaga licznych inwestycji, a rząd ma możliwość określenia w jaki sposób i w jakim zakresie działania te zostaną zrealizowane. Niestety wszystko wskazuje na to, że obecny (kolejny) rząd zamiast wykorzystać szansę i odważnie wprowadzić nowoczesne, perspektywiczne rozwiązania, stara się ogromnym nakładem środków przydłużyć życie zcentralizowanego systemu, opartego o ograniczoną liczbę wielkich jednostek wytwórczych. W tą skazaną na porażkę reanimację wpisuje się poniekąd również program budowy w Polsce elektrowni atomowej, który jak dotychczas charakteryzuje się głównie wysokimi kosztami, brakiem efektów oraz wątpliwościami co do finalnej ceny. Minister Energii nie ma jednak wątpliwości, że taka elektrownia jest w Polsce niezbędna (chociaż nadal nie wiadomo, czy powstanie).

Utrzymywanie takiego kursu jest jednak dla rządu coraz trudniejsze zarówno ze względu na ramy określone przez Unię Europejską, która jednoznacznie wspiera rozwój niewielkich, rozproszonych źródeł energii, opartych o technologie OZE, jak i rosnącą świadomość obywateli, którzy chcą nie tylko niskich rachunków za energię, ale także czystego powietrza i pewności, że dla nich energii nie zabraknie. Jednocześnie Polki i Polacy coraz lepiej rozumieją, że mogą mieć realny wpływ na każdy z tych aspektów swojego bezpieczeństwa energetycznego poprzez zadbanie o efektywność energetyczną swojego gospodarstwa domowego oraz montaż instalacji wykorzystującej odnawialne źródło energii, niezależne od obecnego systemu.

Scenariusz samodzielnego wytwarzania energii na własne potrzeby i ograniczonego polegania na jej dostawach z zewnątrz jest dzisiaj technicznie realny, chociaż nadal zbyt drogi, aby był masowo wykorzystywany w gospodarstwach domowych. Bilans kosztów i korzyści nie może jednak opierać się wyłącznie na aspekcie ekonomicznym, lecz powinien brać pod uwagę szereg innych czynników w tym m.in. dostępność energii, wpływ jej wytwarzania na środowisko oraz na stabilność sieci. Warto zwrócić uwagę, że beneficjentem części z tych korzyści jest Państwo.

Na koniec trzeba wspomnieć, że działania resortu energii (wcześniej: gospodarki) w odniesieniu do OZE w ostatnim czasie „doceniła” Najwyższa Izba Kontroli, która w efekcie dramatycznego spadku udziału energii wytwarzanej z odnawialnych źródeł w zużyciu energii, przeprowadziła kontrolę działań ministerstwa w latach 2015 – 2017, której wyniki poznamy w najbliższych tygodniach.