Włodarze miast od zawsze musieli dbać o bezpieczeństwo i dobrostan swoich obywateli. Dawniej budowano mury obronne i usuwano nieczystości z ulic, teraz wyzwania są nieco bardziej złożone. Dziś zagrożeniem zarówno dla bezpieczeństwa jak i dobrostanu mieszkańców miast jest zanieczyszczenie powietrza.
W trakcie zimy, podczas sezonu grzewczego szczególnie uciążliwy jest smog. Benzen, metale ciężkie, pyły zawieszone – to wszystko trafia do naszych płuc z każdym oddechem. Polska zajmuje wysoką pozycję na liście najbardziej zanieczyszczonych państw w Europie. Według najnowszego raportu WHO spośród 50 europejskich miast z największym zanieczyszczeniem powietrza jest 36 polskich miejscowości. Zanieczyszczenia pochodzenia przemysłowego, zanieczyszczenia z domowych pieców, zanieczyszczenia z transportu samochodowego – te sprawy muszą być rozwiązane systemowo. I dla wielu miast redukcja zanieczyszczenia powietrza jest priorytetem, pojawiają się programy wymiany pieców, więcej mówi się o energii ze źródeł odnawialnych, a także o rewolucji sektora transportu drogowego.
W dużych miastach transport to krwioobieg metropolii – samochody prywatne, komunikacja publiczna, pojazdy dostawcze. Ile aut, tyle silników, które produkują spaliny. Na temat samochodów pisaliśmy tutaj. Dziś przyjrzymy się miejskim środkom lokomocji.
Kiedyś po ulicach naszych miast jeździły trolejbusy. Pojawiły się tuż po wojnie, a ich najlepszy czas przypadał na lata 60., kiedy w samej tylko Warszawie jeździło 127 wozów na 10 liniach. Największą zaletą trolejbusów była ich zrywność, największą wadą – zawodność. Wyparły je autobusy spalinowe, które nie były spadkiem gierkowskiej Polski, nie potrzebowały trakcji elektrycznej i nie “psuły” krajobrazu miast. Do dzisiaj stanowią podstawy transportu publicznego. Jednak ze względu na nieekologiczny napęd, w niedługiej przyszłości mogą odejść do lamusa dzięki coraz częstszemu wykorzystaniu pojazdów elektrycznych w komunikacji, zwłaszcza zbiorczej. Możemy zaobserwować ten trend na ulicach większych miast.
Władze muszą szukać rozwiązań, aby poprawić jakość życia mieszkańców, dlatego też wykorzystują pojazdy elektryczne w swoich gminach. Dzięki autobusom elektrycznym komunikacja miejska staje się bardziej “zielona” i przyjazna: są one ciche oraz bezemisyjne w miejscu ich użytkowania. Pomimo iż w Polsce energia elektryczna do ich ładowania nadal pochodzi z elektrowni węglowych, to i tak są lepszą odpowiedzią na problem brudnego powietrza w naszych miastach, niż najnowocześniejsze nawet pojazdy spalinowe. Korzyści będą oczywiście większe, kiedy do produkcji energii elektrycznej w większym stopniu wykorzystane zostaną źródła odnawialne.
Barierą dla wielu władz planujących kupić autobusy elektryczne są finanse. Koszt zakupu autobusów elektrycznych często przekracza możliwości budżetów miast czy spółek komunikacyjnych. Dla wielu rozwiązaniem są środki unijne. Pod koniec 2017 r. Ministerstwo Rozwoju podpisało trzy umowy na unijne dofinansowanie projektów transportowych realizowanych w Warszawie, Zielonej Górze i Świnoujściu (prawie 684 mln zł). Samorządy uzależniają zakup od zdobycia dofinansowania, szczególnie, że autobusy elektryczne zwracają się dopiero przy dłuższym użytkowaniu. Jednak przy decyzji o zakupie pojazdów nie chodzi tylko o kwestie ekonomiczne. Coraz częściej bierze się pod uwagę inne korzyści: czystsze powietrze, a w konsekwencji zdrowie pasażerów i mieszkańców.
Władze polskich miast inwestujących w ekologiczny tabor, wpisują się w światowy trend. Autobusy elektryczne jeżdżą m.in. po Holandii, Szwecji, Włoszech, Niemczech, Luksemburgu, Hiszpanii, Finlandii czy Czechach. Jednak w kategorii liczb bezwzględnych wszystkie państwa bledną w porównaniu z Chinami, gdzie w samym tylko roku 2017 sprzedano niemal 90 tys. elektryków.
Chiny w ciągu ostatnich lat zdominowały także ich światową produkcję. Wszystko zaczęło się w roku 2009, kiedy rząd centralny uruchomił pokazowy program „10 miast – tysiąc pojazdów”. I choć do roku 2013 zainteresowanie elektrobusami było dość małe, to wprowadzone w tym czasie zwolnienie podatkowe i system subsydiów zachęciły miasta do znaczących inwestycji. Chińskie e-busy jeżdżą lokalnie i sprzedawane są za granicę. Łącznie w latach 2011-2017 wyprodukowano w Chinach niemal 317 tysięcy autobusów elektrycznych.
W Polsce sytuacja może także znacznie się polepszyć. Narodowe Centrum Badań i Rozwoju podpisało w wrześniu ub.r. specjalne porozumienia z 24 samorządami związane z bezemisyjnym transportem publicznym. 600 nowych autobusów elektrycznych ma pojawić się na ulicach polskich miast do 2020 r. Umowy podpisano z władzami Częstochowy, Jaworzna, Krakowa, Krosna, Lublina, Łomży, Łomianek, Mielca, Nowego Sącza, Płocka, Rzeszowa, Siedlec, Sieradza, Sosnowca, Starachowic, Szczecina, Tczewa, Tomaszowa Mazowieckiego, Torunia, Tych, Wrocławia, Zakliczyna, Żyrardowa oraz z Komunikacyjnym Związkiem Komunalnym Górnośląskiego Okręgu Przemysłowego. Środki jakie zarezerwowano w samorządach na ten cel to pół mld zł. Co ciekawe NCBR pracuje jednocześnie nad koncepcją polskiego autobusu elektrycznego. Będzie miał nie tylko elektryczny napęd, ale wyposażony zostanie w technologię odzyskiwania energii, co pozwoli ładować akumulatory podczas jazdy.
Mieszkańców jednak nie obchodzą dofinansowania czy koszty. Chcą oddychać pełną piersią, od tego zależy ich zdrowie, bo co roku zanieczyszczenie powietrza zabija w Polsce prawie 50 tys. osób. Takich danych nie można lekceważyć. Im więcej pomysłów i pracy nad bezpieczeństwem życia mieszkańców, tym większe też szanse polepszenie dramatycznych danych. Zdrowie jest wartością nadrzędną i powinno być zawsze priorytetem bez względu na obecną czy przyszłą kadencję wyborczą.
oż