Wiatr wieje dla wszystkich

– Wiatr wieje dla wszystkich, nie tylko dla firm – to stwierdzenie stało się początkiem energetycznej rewolucji w Eeklo – małym miasteczku w północnej Belgii. Przez lata spółdzielnia EcoPower skutecznie zachęciła lokalną społeczność do wiatraków. Dzięki zmianom wielu mieszkańców płaci za prąd o połowę taniej. 

Bernadette Vandercammen to 67-letnia emerytka z Eeclo 20-tysięcznego miasta na północy Belgii. Po mężu został jej dwupiętrowy dom i sterta rachunków do opłacenia. Byłoby to wyzwaniem nawet w lepszych i nieco “tańszych” czasach. Kryzys energetyczny oraz wojna w Ukrainie spowodowały znaczne podwyżki cen energii, co mocno przetrzebiło portfel i wysuszyło bankowe konto. Wybawieniem dla Bernadette okazała się spółdzielnia energetyczna. 

EcoPower to jedna z kilkudziesięciu belgijskich spółdzielni energetycznych czyli obywatelskich inicjatyw inwestujących w odnawialne źródła energii (OZE) i zajmujących się wytwarzaniem energii na potrzeby swoich członków.

EcoPower działa od ponad 3 dekad i wyrobiła sobie w Belgii solidną markę. Zrzesza już ponad 60 tys. osób i współpracuje z wieloma miastami m.in. z 250-tysięczną Gandawą. Spółdzielnia posiada łącznie 20 farm wiatrowych, hydroelektrownie oraz elektrownie słoneczne. Przez 30 lat w zieloną energię zainwestowali łącznie 100 milionów euro i wypłacili swoim członkom w 19 milionów dywidend. 

Skromne początki 

Wspólnoty energetyczne stały się symbolem nowego europejskiego podejścia do wytwarzania energii – bardziej demokratycznego, obywatelskiego i sprawiedliwego. Jeszcze w latach 90. mało kto o nich słyszał. 

Na początku była nas dziesięcioro, mieściliśmy się przy jednym stole. Zaczęliśmy od młyna wodnego, który zaopatrywał w prąd całą wieś. Potem otworzyliśmy się również na energię wiatrową wspomina Dirk Vansintjan członek zarządu EcoPower. 

Kamieniem milowym dla rozwoju spółdzielni EcoPower było nawiązanie współpracy z Eeklo. Miasto ogłosiło pionierski, jak na owe czasy, przetarg na zainstalowanie trzech turbin wiatrowych. Wiatraki miały zasilić lokalny stadion piłkarski. Jednym z warunków było jak największe zaangażowanie mieszkańców w projekt. EcoPower, jako jedyny podmiot startujący w przetargu, zaoferował 100 proc. uczestnictwo w projekcie lokalnej społeczności. Dla powodzenia inwestycji kluczowa była ścisła komunikacja i współpraca z mieszkańcami. Członkowie kooperatywy chodzili po domach, organizowali spotkania, pisali artykuły, namawiali. Projekt udało się dowieźć do szczęśliwego finału. Mieszkańcy im zaufali. Otworzyło to drogę do dalszych zielonych inwestycji w mieście.  

“Nie być więźniem geopolityki” 

Wysokie ceny energii spowodowały wzrost zainteresowania spółdzielniami energetycznymi w Europie Zachodniej. Chętnych było tak dużo, że wiele kooperatyw wstrzymało rekrutację. – Kiedy zaczął się kryzys energetyczny, niektórzy mniejsi dostawcy zbankrutowali, a ich klienci zaczęli szukać tanich alternatyw. W ciągu tygodnia lub dwóch mieliśmy 5000 nowych członków i musieliśmy „powiedzieć stop”, bo nie mogliśmy sprostać takiemu zapotrzebowaniu na energię podkreśla Dirk Vansintjan członek zarządu EcoPower. 

Spółdzielnie energetyczne zaopatrują gospodarstwa domowe w energię zwykle po kosztach produkcji uzupełnionych opłatami sieciowymi oraz eksploatacyjnymi. Wychodzi to o połowę taniej niż na rynku. Choć pieniądze to bardzo istotny argument, to członkowie spółdzielni stawiają przed sobą o wiele ambitniejsze cele. Nie obiecujemy, że zawsze będziemy najtańsi podkreśla rzeczniczka Ecopower Margot Vingerhoedt, w wypowiedzi dla agencji Reuters. Spółdzielnie energetyczne niosą ze sobą unikalną wartość dodaną. Jako inicjatywy obywatelskie, ze swej natury powiązane są z lokalną społecznością. Wiele z nich powstaje dla wzmocnienia więzi społecznych lub poprawy standardu życia mieszkańców. Nasz działalność to odpowiedź na potrójny kryzys: zmiany klimatu, zależności geopolitycznej oraz ubóstwa energetycznego dodaje Margot. Tani prąd wychodzi spółdzielniom niejako przy okazji. Ich priorytety to niezależność i solidarność, w przeciwieństwie do gigantów energetycznych, których  głównym celem jest zysk. 

Ważną zasadą spółdzielczości jest demokratyczne zarządzanie i równy udział. Każdy członek ma wpływ na rozwój spółdzielni oraz ceny wytworzonej energii. Tak też jest w EcoPower. Liczba miejsc w kooperatywie jest ograniczona. Spółdzielcy mogą kupić maksymalnie 20 udziałów po 250 euro za każdy,  uzyskiwać dywidendy z nadwyżki sprzedaży i współdecydować, gdzie dalej inwestować. Pozwala to zachować demokratyczny charakter przedsięwzięcia. To bardzo ważne, aby trzymać wszystko w swoich rękach – mówi Bernadette Vandercammen, cytowana wcześniej emerytka z Eeklo. Dzięki spółdzielni takiej jak EcoPower masz coś do powiedzenia. To bardzo ważne, w przeciwnym razie jesteś więźniem geopolityki dodaje. 

Albo niewolnikiem rynku, co uderza najmocniej w tych najsłabszych ekonomicznie i najbardziej potrzebujących. W Eeclo współwłaścicielem części turbin jest miasto. Władze próbują aktywizować kilkaset uboższych rodzin oferując im zakupione udziały w spółdzielni. Niższe ceny za prąd pozwalają nieraz wygrzebać się z życiowego dołka, wyjść ze spirali długów, odzyskać godność i poczuć w sobie sprawczość.  

Belgia stanowi jeden z przykładów rozwoju społeczności energetycznych. Jest to model oparty na solidnym prawie, empatii i społecznym zaufaniu. W Belgii wiatraki można stawiać w odległości 350 metrów od zabudowań. W praktyce rzadko jest to mniej niż pół kilometra. 

Łyżka miodu w beczce dziegciu

Zgniły kompromis – tak w dwóch słowach zwolennicy energii odnawialnej nazywają zmiany wprowadzone przez Sejm do uchwalonej w 2016 r. tzw. ustawy wiatrakowej. Przypomnijmy: ustawa ta praktycznie zablokowała rozwój energetyki wiatrowej w Polsce Zgodnie z nią, turbiny wiatrowe mogły być zlokalizowane w minimalnej odległości wynoszącej dziesięciokrotność ich wysokości od zabudowań bądź niektórych form ochrony przyrody. Okazało się, że tereny, gdzie ten warunek może być spełniony, stanowią nie więcej niż 1 proc. (sic!) powierzchni kraju. Co zmienili posłowie? Najważniejszym zapisem nowelizacji jest nowy minimalny dystans farm wiatrowych od zabudowań. Pierwotna wersja rządowego projektu zakładała dystans pół kilometra. Zgodnie z poprawką zgłoszoną przez posła PiS Marka Suskiego będzie to 700 metrów. Warunkiem odległości mniejszej niż 10H będą wyniki oceny oddziaływania na środowisko (SOOŚ) wykonywanej w ramach Miejscowego Planu Zagospodarowania Przestrzennego. Chodzi m.in. o analizę wpływ emisji hałasu na otoczenie i zdrowie mieszkańców. 

Jak podkreślają eksperci kierunek zmian jest dobry. Rozczarowuje jednak ich zakres, który nadal blokują o pełne wykorzystanie potencjału wiatru. 

Zwiększenie wymaganego dystansu o te 200 metrów w praktyce spowoduje, że tylko 4 proc. powierzchni kraju będzie dostępne pod inwestycje energetyki wiatrowej na lądzie, a do roku 2030 powstaną maksymalnie 4 GW nowych mocy wiatrowych. W ten sposób Polska zagraża celom klimatyczno-energetycznym UE i zakłóci wysiłki Europy na rzecz zabezpieczenia dostaw energii – podkreśla Zuzanna Sasiak, ekspertka PSZ. 

W projekcie znalazły się jednak pozytywne zapisy. Chodzi m.in. o możliwość wykorzystania przez społeczność lokalną przynajmniej 10 proc. energii produkowanej przez farmę wiatrową zlokalizowaną na terenie tej gminy

Cieszy nas ten zapis! Tego typu rozwiązania od dawna funkcjonują w Europie. Zyski które przynoszą lokalnej społeczności farmy wiatrowe należące do obywateli są nawet kilkadziesiąt razy wyższe niż z farm komercyjnych, więc warto iść tą drogą uważa Rafał Rykowski z PSZ.

Weźmiemy przykład z Belgii? 

To, że najpierw do inwestycji trzeba przekonać ludzi rozumie już coraz więcej pionierów polskiej spółdzielczości energetycznej. – Jeździmy i opowiadamy ludziom o tym jak działa spółdzielnia, choć nie wszyscy lubią „domokrążców” opowiada Janusz Buda, przewodniczący rady nadzorczej spółdzielni “Nasza Energia” ze śląskiej Mszany. Jak podkreśla, spółdzielnie energetyczne to przyszłość, więc jej twórcy widzą się w awangardzie dziejowych zmian. Ten rozpęd będzie następował coraz szybciej, to tak jak przeszliśmy z pary na elektrykę podkreśla Janusz Buda. 

Z postępem trzeba najpierw oswoić mieszkańców. Wymaga długich zwykle godzin konsultacji, dużej empatii i cierpliwości. Ważne jest przedstawienie zysków jakie odniosą z inwestycji. Opór wobec wiatraków szybko topnieje, kiedy obywatele poczują, że mogą sami o sobie stanowić, a korzyści będą odczuwalne dla portfela. 

 – Ludzie protestują przeciwko turbinom, jeśli są one im narzucane i nie przynoszą zysku. Taki model rozwoju energetyki wiatrowej był nie rzadko praktykowany w Polsce, budząc zrozumiały opór lokalnych społeczności – podkreśla cytowana wcześniej Sasiak.

Przekład Belgii pokazuje jak modelowo powinna wyglądać sytuacja energetyki wiatrowej w Polsce, która ma wręcz wymarzone warunki dla rozwoju tej branży. Wieje u nas mocno i często.  Jak podało energy.instrat.pl, W pierwsza niedzielę października elektrownie wiatrowe pokryły aż 28% produkcji energii. Wierzymy, że stać nas na 100 proc. sukcesu., a Polska może stać się drugą Belgią. Im szybciej tym lepiej.  

Autorzy: Joanna Krawczyk, Piotr Chałubiński

Artykuł został opublikowany w serwisie www.rp.pl

Bio autorów:

Joanna Krawczyk w Polskiej Zielonej Sieci zajmuje się społecznym zaangażowaniem w programowanie i kontrolę wydatkowania funduszy europejskich. Autorka i współautorka publikacji nt. energetyki obywatelskiej – efektywności energetycznej i wspólnot energetycznych.

Piotr Chałubiński dział komunikacji PZS, specjalizuje się we wspólnotach energetycznych. Wieloletni dziennikarz m.in. Gazeta.pl, TVP i TVN. Podróżnik.